Podróż Gdzie ci Etruskowie?
Po co jechać na północ od Rzymu, nie opuszczając jednak Lacjum? Niespieszny pociąg i równie spokojne pejzaże za oknem nie zapowiadają silnych wrażeń. Standardowe przewodniki również milczą z obojętnością.
W ogóle jakie to Włochy? Falujące łany łąk a na nich owce? Gdyby nie tu i ówdzie strzelające cyprysy, można by przypuszczać, że jesteśmy w Irlandii.
W końcu, po przeszło dwóch godzinach jazdy, pociąg zatrzymuje się na stacji w Viterbo. Po kwadransie, przemierzywszy trzy przecznice, lądujemy w samym środku średniowiecza. Miastu, które rzymianie uwielbiają za pobliskie termy (Terme dei Papi), udało się zachować niepowtarzalny charakter z czasów, gdy odbywało się w nim najdłuższe w historii konklawe (XIII). I to m.in. Palazzo dei Papi- kompleks pałacowy, w którym przez pewien czas pomieszkiwali papieże, jest jedną z największych atrakcji miasta.
Jednak o uroku Viterbo stanowią przede wszystkim jego wielowiekowe uliczki, które pną się niczym falujące pnącza , tworząc misterną siatkę, gęsto inkrustowaną fontannami. Poobno, w przeliczeniu na metr kwadratowy miasta, jest ich rekordowa - jak na kraj - ilość.
Niepodal, w miejscowości Bagnaia, znajduje się słynna, manierystyczna Villa Lante z bardzo nietypowymi rozwiązaniami archtektonicznymi oraz wspaniałą kaskadą kilkupoziomowych fontann otoczonych drzewami kamelii. Atrakcją są tam m.in. raki - skomplikowany system fontann, które znienacka polewają wodą spacerujących tam turystów.
Natomiast niemaowitością na skalę zecydowanie ponadregionalną jest ustyuowany w Bomarzo Park Potworów (Parco dei Mostri). Podobno to właśnie tutaj wpadł na swoje pierwsze surrealistyczne koncepty Salvador Dal, co dało początek ruchowi na skalę światową.
Sam manierystyczny park powstał z inicjatywy ekscentyrcznego hrabiego Orsiniego dla jego żony Giulii Farnese. Park wypełniony jest gigantycznymi rzeźbami potworów i wykonanych w piaskowcu postaci mitologicznych oraz pawilonami ogrodowymi, które sprawiają wrażenie, jakby żywcem wyszły z kart "Orlanda szalonego", poematu rycerskiego Ludovica Ariosta.
Inną okoliczną atrakcją, zdecydowanie dla osób o mocnych nerwach, jest usytuowane na wysokim tufowym szczycie, założone 2,5 tysiąca lat temu Bagnoregio, które samo promuje się hasłem: miasto, które umiera.
Ze względu na uwarunkowania geograficzne jedyną drogą wiodącą do tej niemalże zupełnie wyludnionej miejscowości jest długi most, który w połowie ubiegłego stulecia zastąpił wielowiekowy, skomplikowany system krętych schodów. Jednak ze względu na liczne trzęsienia ziemi niemal wszyscy mieszkańcy zostali zmuszeni do opuszczenia miasta i obecnie, poza kilkoma hotelikami i restauracjami, domy straszą pustką.
Za to jakie widoki rozciągają się zza otoczonego murami miasta! W dodatku same mury wzmocnione są pierścieniami glicynii, w których aromacie hordy bąków pracują z zacięciem godnym sprawy. Nie dziwi zatem, że nieoczywista uroda miejsca przyciągna tu filmowców. To właśnie tutaj Gepetto miał swój warsztat i tutak mieszkał z Pinokiem we włoskiej wersji filmowej z 2008 roku.
Ale ten most! Przy przejściu, na modłę średniowieczną, pobierane jest myto. A potem zaczyna sie seans grozy, albowiem most usytowany jest wysoko nad głębokim jarem, a że przy tym liczy sobie metrów wiele, pokonanie go spacerowym krokiem wymaga naprawdę nie tylko zimnej krwi, ale i zupełnego braku lęku przestrzeni, o mktóry nie jest trudno, gdyż sponad niewysokich barierek zabezpieczających most zieje chłód śmierci. Wystarczy jednak wznieść oczy ponad horyzont, a wówczas piękno rozfalowanego krajobrazu samoistną siłą będzie pchało nas w nieznane.